Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 15 września 2016

Wiedeń na raz

Nasi przyjaciele przypomnieli mi dzisiaj o wspaniałym wspólnym wypadzie do Wiednia w okolicach sylwestra (w zasadzie celem było też spędzenie sylwestra, ale wyjechaliśmy 2 dni wcześniej).
Zapewne do zwiedzania byłaby lepsza ciepła pora roku, ale zimą mogliśmy poznać klimat grzanego wina i pieczonych kasztanów na każdym większym placu.
Dopiero po przejrzeniu zdjęć przypomniałam sobie co jeszcze zwiedzaliśmy.

Największa atrakcją, wg. moich dzieci był tzw. Dom Morza (Haus des Meere). Znajduje się w charakterystycznym prostokątnym podłużnym budynku, coś jak większa wieża, na szczycie której znajduje się wielka kula i taras widokowy. W takim budyneczku jest kilka pięter, na których znajduje się ogrom ciekawych sal z żyjątkami morskimi i nie tylko.
W "największym akwarium" Austrii mieszczącym się właśnie w tym budynku - o pojemności 300 000 litrów - pływa kilka gatunków rekinów ( w tym żarłacze ciemnoskóre) i ogromny żółw o imieniu "Puppi". Podobno od września 2013 r. dodano 150 000 litrowy basen dla rekinów młotowatych.



Kolejne piętra to dom tropików i Krokipark, gdzie nad głowami zwiedzających na wolności latają różne gatunki papug i innych ptaków, buszują luźno małe małpki, a także groźne krokodyle (za szkłem…spokojnie). Znajdziemy tu również terraria z jadowitymi pająkami, wężami i ogromnym boa. Dalej jest niezliczona ilość akwariów z różnymi gatunkami ryb tropikalnych, w tym jedno genialne - z "hełmem wodnym". Polega on na tym, iż wchodząc pod akwarium można niemal wsadzić do niego głowę i oglądać wodny świat od wewnątrz - jak na zdjęciu z półkulą szklaną.
Pamiętam też jaskinię stalaktytową, gdzie prezentowano nieco bardziej ponure gatunki aktywne nocą: nietoperze, ultrafioletowe skorpiony, dziwne jaskiniowe ryby bez oczu, ogromne trujące stonogi…bleee.

Wiem, że w ofercie jest też nurkowanie z rekinami, karmienie zwierząt itp. ale trzeba wcześniej sprawdzić dni i godziny danej atrakcji na stronce.

Na samym szczycie - 11 piętro - znajduje się kawiarnia z tarasem widokowym, z którego w pogodny dzień widać piękną panoramę Wiednia. Ceny równie wysokie jak piętro, stąd skończyło się na piwku, które o dziwo jest dwa razy tańsze niż kawka. Bilety: ceny na dziś: dorośli około 15 EU, dzieci 5 EU od lat 6. Mimo to naprawdę warto spędzić tu kilka godzin, morskie zoo jest fantastyczne, nie tylko dla dzieciaków.


Kolejną atrakcją był najbardziej znany zabytek Wiednia: Ogrody i Pałac Schonbrunn. Naprawdę polecam, robi wrażenie, nawet bez zwiedzania wnętrz komnat (choć podobno latem jest tu jeszcze piękniej).



Ta była rezydencja rodziny cesarskiej jest jednym z najpiękniejszych pałaców barokowych w Europie. Habsburgowie rezydowali tu większość roku, a Franciszek Józef i jego żona Sisi przebywali tu niemal stale. Pałac wpisano na listę UNESCO.  ma on 1441 komnat (45 udostępnionych do zwiedzania), urządzone w stylu rokoko - poza gabinetem i pokojami Franciszka Józefa, który kochał prostotę. W sali lustrzanej koncert dawał Mozart jako 6-letnie, cudowne dziecko.


Wart grzechu jest także spacer po ogrodach - wspinamy się ścieżkami krętymi na wzgórze z którego rozciąga się fantastyczny widok nie tylko na cały pałac, ale i miasto. Dalej piękne fontanny, sadzawki, ogrody zimowe, oranżeria…., ehhh szkoda, że był środek zimy, choć piękna pogoda.



Koniecznym punktem wycieczki był największy lunapark Wiener Prater. Klimatyczne wesołe miasteczko, z wszystkimi ulubionymi atrakcjami, w tym najsłynniejszym wiedeńskim diabelskim młynem.





Fenomenalna była także karuzela łańcuchowa na "wieży" wznosząca pasażerów 177 metrów nad ziemię. Wstęp do parku jest bezpłatny, płatne są osobno każde z atrakcji i można wybrać sobie na co się chce wejść.

Dla nas ciekawą atrakcją były swego rodzaje tory przeszkód. Wchodziło się do labiryntu, w którym wiele elementów było ruchomych, kręciło się, przesuwało czy zapadało. Chłopaki naprawdę natrudzili się by dojść do wyjścia, ale mieli niezły ubaw. Główną atrakcją jest muzeum Madame Tussauds z figurami woskowymi celebrytów.

Niezwykłych wrażeń dostarcza "lot nad Wiedniem" w wersji 5D, lub symulacja skoków spadochronowych w kanale aerodynamicznym, interaktywna góra lodowa niedźwiedzi arktycznych i wiele ekstremalnych i szybkich kolejek. W końcu napotkaliśmy naprawdę straszny tunel strachów (hotel duchów). Jest tu aż 250 atrakcji i nie pamiętam wszystkich, ale jest w czym wybierać, od tradycyjnego autodromu po ekstremalne opisane wyżej.




Po mieście przemieszczaliśmy się metrem, bilety stosunkowo niedrogie, a siatka metra jest świetnie rozbudowana i pozwala dotrzeć w każdy zakątek miasta.

Mężuś w akcji na torze przeszkód.
Po kilku dniach zatęskniliśmy za domowym żarciem. Wówczas znajomy polecił "Bacówkę" - polską restaurację prowadzoną przez rdzennych górali. Dzień przed sylwestrem zjedliśmy tam pyszny obiadek w rozsądnej cenie, i mając to na uwadze daliśmy się zaprosić właścicielowi na sylwestra organizowanego nazajutrz. Do dziś ze zgrzytem wspominam "wydudkanie" nas w tego sylwestra, jednak zagranicą zawsze można liczyć na przykre niespodzianki ze strony rodaków. Bilety były dość tanie - jak obiecano (50 EURO/os.), ale w menu nie było nawet kawy ani herbaty. Ceny dodatkowych potraw czy napojów były zabójcze (np. cola po 8 EURO, najtańsza wódka po 40 EURO).
Tam na pewno nie wrócimy, choć Wiedeń jeszcze odwiedzimy, tyle, że w cieplejsze dni.
Dzieci nie mają prawa się tu nudzić.



Obiadek był pyszny, szkoda, że potem Bacówka zepsuła sobie opinię...

podróżowanie po Wiedniu odbywało się metrem. Opłaca się zakupić bilet kilkudniowy.

1 komentarz: