Łączna liczba wyświetleń

sobota, 3 września 2016

Poznaj życie górali w Trójwsi: Istebna-Koniaków-Jaworzynka

Na zakończenie wakacji postanowiliśmy jeszcze na 3 dni uciec w góry. Oczywiście ze Stasiem, który jest za mały by samodzielnie wędrować, nie usiedzi w wózku, ani zbyt długo w nosidle - wybraliśmy najłagodniejsze górki w Beskidzie Śląskim. Program wycieczki ułożyliśmy tak, by przybliżyć dzieciom kulturę tego rejonu i specyfikę życia w górach.
W pierwszym dniu wybraliśmy się w stronę Koniakowa. Jeszcze w Istebnej - na jej obrzeżach - znajduje się Leśny Ośrodek Edukacji Ekologicznej. Nazwa sugeruje nudę, ale to nie prawda. Z chodnika do Ośrodka prowadzą długie schody, a jego otoczenie jest naprawdę ładnie urządzone. Na zewnątrz Ośrodka poznać można wszelkie gatunki roślin charakterystycznych dla tego rejonu, na ścieżce edukacyjnej są one bowiem ładnie opisane. Ciekawsza jest jednak fauna tego rejonu ukazana na wystawie Ośrodka na I piętrze. Wstęp jest bezpłatny (tak trzymać!) Wystawę stanowi tylko jedna sala, jednak - moim zdaniem - zawiera tyle ciekawych rzeczy, że spokojnie można tam spędzić godzinkę. Sala ma swój klimat jakbyśmy byli w środku lasu, przyciemniona i da się słyszeć szum drzew. Na wejściu wita nas gadające drzewo, można się sprawdzić także w logicznych zagadkach zrobionych z sosnowego drewna. Potem na tablicy magnetycznej rozwiązywaliśmy leśne domino dopasowując do siebie chronione gatunki zwierząt i roślin.
Pomysłowa jest także zagadka "poznaj dotykiem" co znajduje się w środku (oczywiście rzeczy związane z środowiskiem lasu), czy układanka 3 częściowa związana z danym gatunkiem drzew.
Dalej w podświetlanych szklanych kwadratach poznać można ciekawe gatunki roślin i mniejszych zwierzątek leśnych. Centralnym punktem wystawy jest makieta w rzeczywistych rozmiarach zwierząt leśnych oraz urządzona pod nią jama lisa, do której można wejść. Ciekawe jest także okno z leśnymi robakami widzianymi jakby przez mikroskop oraz przekrój przez mrowisko. Nasz 6 latek zapamiętał przez zabawę kilka gatunków, które później odnalazł w lesie :-)



Dalej pojechaliśmy do Centrum Pasterskiego w Koniakowie, naprawdę gorąco polecam. W Bacówce możecie kupić i skosztować wszelakich serków i oscypków oraz zobaczyć dawny piec, w którym wędzono oscypki.
tak właśnie powstaje oscypek:mleko,podpuszczka i tyle
W Centrum Pasterskim natomiast powitają was owce i kozy, na tyle oswojone, ze same proszą się o głaskanie. Na piętrze centrum możesz zobaczyć i kupić wszystko, co kojarzy się z góralami - od wełny, przez lagi pasterskie, dzwonki owiec itp. W wakacje, a potem i w weekendy organizowane są warsztaty, na których przybliża się dzieciakom i ich rodzicom np. jak uzyskuje się wełnę (na początku lata można załapać się na strzyżenie owiec - podobno jest co podziwiać, bo sł-owacy potrafią ostrzyc 1 owcę w 2 minuty!) jak należy wypasać owce i warsztaty na które my się załapaliśmy - jak wyrabia się serek owczy. Dość ciekawe, zwłaszcza, iż poprzedziła je krótka prelekcja, dzięki której wiemy co to jest kulturowy wypas owiec (jeśli jeden baca zbiera owce od gazdów i z juhasami wychodzą z tak wielkim stadem 1200 owiec od wiosny do jesieni na hale). Dowiedzieliśmy się również czemu oscypek jest tak drogi - na wyprodukowanie go potrzeba bowiem 7 litrów mleka owczego, a jedna owca daje go na dzień zaledwie ok 700 ml. Juhasi doją owce dwa razy dziennie, na stado 1200 owiec jest tylko 7 juhasów, każdy zatem ma prawie 200 owiec do wydojenia co zajmuje im tylko 2 godzinki. No mają chłopaki wprawę…finiszem warsztatów była degustacja serków.


Ostatecznie zgłodnieliśmy i postanowiliśmy sprawdzić obiegowe opinie o najlepszej w tym rejonie restauracji - Karczma "Ochodzita" w Koniakowie spełniła nasze oczekiwania a ceny w stosunku do porcji nie są takie straszne.
Nie mogło zabraknąć w programie muzeum koronki. Choć jest ich w Koniakowie wiele, oryginalne poświęcone pamięci Marii Gwarek jest tylko jedno. Wprawdzie moi chłopcy myśleli tylko o tym, aby móc już wyjść, jednak nawet na nich zrobiła wrażenie koronka z nici chirurgicznej rozpoczęta przez M. Gwarek na zamówienie królowej Elżbiety i niestety nie dokończona z uwagi na śmierć wybitnej koronkarki.
mąż próbuje pracy w stodole góralskiej
W drodze powrotnej do Istebnej polecam skorzystać z nowoczesnego placu zabaw przy szkole w stylu indiańskim lub parku linowego.
najwierniejszy widz i patron amfiteat
W następnym dniu rozpoczęliśmy od zabytkowego kościółka z XVIII w. im. św. Krzyża na przełęczy Kubalonka. Przepiękny i klimatyczny kościołek, w którym nadal odbywają się msze pachnie naprawdę specyficznie. Osadzony jest na wzgórku i wiodą do niego chyba drewniane schodki. Można  go obejść dookoła i poczytać jego historię, został zrobiony właśnie na Śląsku blisko Gliwic  na zamówienie króla Augusta i przewieziony w góry. Kolejnym punktem była letnia rezydencja prezydenta RP. Jak słusznie się domyślałam oczywiście zamknięta dla indywidualnych turystów, wyczytałam jednak, iż za uprzednim 7 dniowym (!) wyprzedzeniem można zamówić zwiedzanie z przewodnikiem dla grupy cn. 20 osób (taak już zwiedziłam…) Rezydencja ucha nie urywa, ale jest znanym punktem turystyki w Istebnej, zatem odhaczona :-) Kolejnym punktem wycieczki była Jaworzynka. Pewnie słyszeliście o trójstyku 3 granic: polskiej, czeskiej i słowackiej. Do trójstyku wiedzie przyjemny spacerek około 30 minut od parkingu. Po drodze przepiękne widoki, jednak sam trójstyk nas zawiódł, bo nie ma tam w zasadzie nic poza 3 kamieniami granicznymi, nawet flag, nie mówiąc już o jakimś ciekawym zagospodarowaniu tego miejsca. Ale chyba coś się tam dzieje, bo wszystko rozkopane i widać, że coś budują z drewna. Dojście do strony słowackiej jest obecnie niemożliwe, z uwagi na remont mostu. Ponieważ nawet na łące nie dało się pohasać (wszędzie elektryczne pastuchy wrr) wróciliśmy dość szybko do Jaworzynki. Dzięki temu zdążyliśmy ponownie zgłębić wiedzę o kulturze tego rejonu w muzeum " Na Grapie"



oczywiście amfiteatr
W pierwszej części znajdują się 2 izby z wystawą zbiorów prywatnych stowarzyszenia, natomiast sercem muzeum jest oryginalna góralska chata z 1920 roku z odtworzonym realiztycznie wnętrzem i wszystkimi sprzętami, jakimi na początku i w połowie XIX w. pracowali i posługiwali się w domostwie górale. Bardzo ciekawy jest piec, pod którym grzały się kury, kamienny stół i sprzęty gospodarstwa domowego. Moje dzieci były zdumione, że dawniej dzieci miały tylko jedną zabawkę, np. drewnianego konika czy bujak. Wynikało to nie tylko z biedy ale i braku czasu na zabawę, bo dzieci przede wszystkim pomagały w gospodarstwie, doiły krowy, pasły owce, wybierały ziarna lnu gdy rodzice robili z niego włókna, dziewczynki od najmłodszych lat uczyły się szyć, robić na kołowrotku i oczywiście robić koronki, obowiązkowe w stroju góralki.

Chłopcy młócili len i wypasali owce i krowy, pomagali w uboju dzielić mięso. Taki dzień był na wsi beskidzkiej świętem, usprawiedliwiał nawet brak pójścia do szkoły, jednak nauczyciel musiał dostać swoją część. Każdy członek chłopskiej rodziny  miał tylko 2 koszule - na co dzień i na święto (jak mało prania…Wow) a szafy nie potrzebowali, bo wszystko mieściło się w skrzyni drewnianej. Wszyscy mieszkali w jednej izbie, bo tylko jedną mogli ogrzewać piecem. Czasem niektóre gospodarstwa pod kuchnią budowały chlew, i choć smród był to i ciepło od świń. To i wiele innych rzeczy chętnie opowie przewodniczka za jedyne 5 zł. Muzeum organizuje także warsztaty, np. jak uzyskiwało się z lnu materiał. Zaraz obok chaty znajduje się stodoła i choć dach na "nowoczesny" reszta podobno oryginalna. Można poznać tam sprzęty, dzięki którym górale uprawiali ziemię.
leśna biblioteka

W drodze powrotnej nie mogliśmy oczywiście nie wstąpić do Wisły. Byłam tam jakieś 5 lat temu i nie mogłam wyjść z zachwytu jak ładnie odnowiono park zdrojowy. Poza wystawą rzeźb wykonanych wedle legend i podać Śląska Cieszyńskiego (choć brakuje mi tu opisu) wszędzie znaleźć można małe drewniane domki na nóżce - leśna biblioteka. Fajny pomysł. Można wypożyczyć książkę lub wymienić. Ciekawy jest także plac zabaw z superową tyrolką.
Oczywiście o akustyce amfiteatru nie muszę pisać, chłopaki darli się do woli, a echo za nimi. Nie mogło zabraknąć także moczenia nóg w lodowatej Wiśle i słynnych pysznych jagodzianek w Delicji. Musieliśmy także sprawdzić w domu zdrojowym czy nikt nie zjadł jeszcze Małysza z czekolady, bo kilka lat temu wyglądał dość apetycznie…dziś już niekoniecznie, cóż każdy się starzeje hehe nawet czekolada.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz