Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 grudnia 2016

Poczuj magię Świąt w Dreźnie



W tym roku postanowiliśmy ulec ogólnemu trendowi wycieczek na bożonarodzeniowe jarmarki w grudniu.









Jednak wybraliśmy z bardzo wielu miast to, które w zasadzie za kolebkę tej  tradycji można uważać (w Saksonii odbywają się one już od XV w.)  - Drezno, choć przyznam, że na Drezno padło również i z uwagi na fakt zamieszkiwania tam naszych przesympatycznych znajomych - Sylwii i Svena, którzy chętnie oprowadzili nas po mieście przybliżając piękno, tradycję i bogactwa tychże jarmarków.




typowe ozdoby świąteczne
Dominik sam wykonał swoją pamiątkę z jarmarków
Największy z nich, a na pewno najstarszy mieści się na głównym rynku - to tzw. Strizelmarkt, nazywany tak od tradycyjnego niemieckiego ciasta bożonarodzeniowego z bakaliami - strucli. Ponad 200 stoisk oferuje prawie wszystko co wiąże się ze świętami: od małych ozdóbek choinkowych (niejednokrotnie prawdziwe arcydzieła rękodzielnicze, a czasem chińskie podróbki...) przez charakterystyczne dla tego kraju świecące gwiazdy wiszące, rzeźbione świeczniki na okna i figury dziadka do orzechów, przez regionalne świąteczne przysmaki: bratwurst, pieczony wół,
gluhwein i feuerzangenbowle (grzane wino z przyprawami korzennymi i paląca się nasączoną rumem głową cukrową - mniam!) pieczone na patyku ciasto (zapomniałam nazwy) czy gorące kakao.
Nad jarmarkiem góruje wielka choinka, karuzela (mały diabelski młyn) i piękna kilkupiętrowa ruchoma szopka rzeźbiona z drewna. Każdy stragan jest cudnie przystrojony motywem świątecznym.


robione ręcznie ozdoby ze szkła
Tutaj nasi milusińscy znajdą wiele atrakcji dla siebie, zwłaszcza w "domku z pie-
rnika" mogą za niewielką opłatą samodzielnie wykonać i ozdobić pierniczki, w "domku śliwkowego kominiarza" mogą wykonać ozdoby świąteczne, a w "małym kinie" zobaczyć piękną baśń o świętach. Nie brak i atrakcji na powietrzu: pociąg jadący przez magiczny las, karuzela, ciastuś, ogromne bałwany itp.



Wart polecenia dla rodzin z dziećmi jest jarmark na starym mieście, do którego wstęp wprawdzie płatny jest ok. 3 eu.  Wystawione tam stragany prezentują bowiem wyrabianie ozdób świątecznych na średniowieczną niemal nutę tj. w  najbardziej tradycyjny sposób przez kowali, hutników szkła, czy zwyczajowe  przyrządzanie potraw lub pieczenie ciast.




niecodzienny system rynien artystycznych
fasada kamienicy w zakątku artystów

z naszymi zaprzyjaźnionymi "przewodnikami" zwiedzanie Drezna było znacznie przyjemniejsze
Po drodze znajduje się jeszcze jeden z ciekawszych jarmarków: augustusmarkt, od imienia króla Augusta Mocnego, który panował także i nam. Tutaj z kolei stragany kulinarne rozłożyły się wedle kuchni regionalnych: afrykańskiej, węgierskiej, amerykańskiej, czeskiej itp. Będąc zatem w jednym miejscu możemy poznać przysmaki świąteczne prawie z całego świata.

Podróżując między jarmarkami podziwialiśmy

Staś i Dominik podczas "podróży" ciuchcią 
Oj, ciężko było ściągnąć Stasia z karuzeli...
Drezno nocą, budynek opery, kościół pokoju, rezydencję książęcą z malowidłem orszaku konnego, zamek, ogrody zimowe etc.

 Polecam zajrzeć także do tzw. Kunsthoffpassage - jest to zakątek pomiędzy kamienicami zaaranżowany przez artystów wedle ich wizji: mamy niecodzienne fasady kamienic (np. ozdobione "spadającymi" książkami, balkony jako kosze wiklinowe, niezwykłe "rynny",  których w deszczową pogodę gra deszcz itp. ) dziwne rzeźby i inne wynalazki, a wśród nich klimatyczne kafejki.
Z wizytą w domku Babajagi




Pomimo chłodnej aury atmosfera na takich jarmarkach jest zawsze bardzo przyjemna, a rozgrzewająca moc kakao dla dzieci czy  grzanego wina (także w wersji bezalkoholowej…ale kto by to pił ;-) - nieoceniona. Zapachy ze wszystkich stron przepiękne, nie wiadomo czego próbować.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Przepis na zimowe, długie wieczory


budowa planszy w Carcassone
Ponieważ aura ostatnio nie rozpieszcza, nawet mi nie uśmiecha się wychodzić z domu. Nie oznacza to jednak, że czas spędzony z rodzinką w domu musi być nudny. Z pomocą przychodzą tutaj fantastyczne planszówki - które na szczęście wracają do łask. Bardzo często spędzamy weekend w ten sposób, że zapraszamy zaprzyjaźnione rodzinki i gramy wspólnie. Zdecydowanie sprzyja to integracji: rodzinnej i ze znajomymi.
to tylko część naszego arsenału....
Ponieważ staramy się z każdego rodzaju gier wybrać najciekawsze, nasz arsenał jest naprawdę pokaźny, a arsenały naszych przyjaciół, których zaraziliśmy graniem cały czas rosną.

Gry strategiczne są najbardziej lubiane przez męską część rodzinki. Uczą przewidywania, układania taktyki, konsekwencji wyboru. Z tej grupy gier polecamy:
7 cudów w akcji...
1. Osadników z Catanu -  w tej grze budujesz osady i miasta, a w tym celu gromadzisz surowce, zbierasz punkty. Dostępne jest wiele dodatków zmieniających wersję podstawową. Liczba graczy to 3-4 jednak gdy jest nas więcej czasem gramy drużynowo. Wiek - według producenta 10+, według mnie już nasze 6 latki spokojnie dają radę, a nawet nie raz wygrywają.
2. 7 Cudów świata - ulubiona gra męża, w kilku etapach gromadzisz karty, których istnieje wiele rodzajów. W zależności jaką dziedzinę wybierzesz i ile kart z niej zdołasz zgromadzić, tyle punktów dostaniesz. Możesz obstawić kilka segmentów, będzie ciekawiej i zwiększysz swoje szanse. Ilość graczy 2-7, wiek (producent 10+) według mnie podobny.
3. Splendor - za zgromadzone kamienie szlachetne zakupujesz karty o odpowiedniej punktacji, wygrywa ten, kto pierwszy zgromadzi ich 15. Ilość graczy 3-5, wiek według mnie 8+
4. Sabotażysta - gracze dzielą się na kopaczy (krasnoludy) i sabotażystów. Ci pierwsi muszą budować drogę do złota, która może być pod jedną z 3 kart, natomiast ci drudzy - muszą im to utrudnić nie odkrywając kim są. Wiek: od 9 lat śmiało...
5. Osada - bardzo podobna do gry nr 1 ale z elementem ataku na innego osadnika, którego budynki można zniszczyć, a ten musi je odbudować. Ilość graczy 3-4, wiek 8+
6. Pędzące żółwie -  w grze losujemy kolor żółwia, który pozostaje nieznany dla innych graczy, następnie kartami akcji przesuwamy różne żółwie, ale tak by się nie zdradzić z własnym kolorem, bo inny gracz może nas spowolnić. Kto pierwszy dorwie się do sałaty - zwycięża. Od lat 5 do 100.

Gry detektywistyczne świetnie sprawdzają się na imprezach, zwłaszcza, że zazwyczaj wymagają powyżej 5 graczy. Zdecydowanie króluje tu MAFIA. Jedna z pierwszych naszych gier, która zapoczątkowała całą kolekcję, a do dziś gramy w nią najczęściej i najchętniej w szerszym gronie przyjaciół i rodzinki.
1. Mafia - gracze otrzymują losowe żetony postaci: policjantów (wśród nich agent specjalny, który poznaje mafię) oraz mafiozów. Co każdą turę mafia eliminuje jednego z policjantów, stąd muszą oni zachować czujność i w dyskusjach między turami ustalić kto też może należeć do mafii oraz w demokratycznych wyborach wyeliminować podejrzanego. Po opanowaniu wersji podstawowej grę można urozmaicić dodatkowymi kartami akcji.Minimalna liczba graczy to 8 osób, max 20. Wiek - według mnie od lat 7.Bardzo proste zasady do objaśnienia w 5 minut powodują, że każdy szybko przekonuje się do tej gry.
pięknie zilustrowane karty pobudzą każdą wyobraźnię
2. Avalon - w zasadzie dość podobny do mafii , z tym, że można lepiej modyfikować postacie i grać już od 5 osób. Wiek podobnie j.w.
3. Cluedo - wcielasz się w detektywa i poznając zbrodnię, musisz ustalić kto kogo zabił, czym i gdzie. Pomaga w tym plansza i karty przedmiotów, postaci, pomieszczeń i narzędzi zbrodni.Wiek od 10 lat, ilość graczy 4-8

Gry skojarzeń. Zdecydowanie poprawiają wyobraźnię i myślenie abstrakcyjne, pomagają poznać usposobienie graczy i dostarczają największej dawki humoru. Podobnie mile widziane na imprezach, dzięki prostym zasadom i  nie wymaganiu zbyt intensywnego myślenia sprawdzą się w każdym towarzystwie.
1. DIXIT - daj się ponieść fantazji! Każdy z graczy otrzymuje 6 kart zawierających malownicze ilustracje o nierealnych przedmiotach, jeden z graczy rzuca hasło pasujące do jego karty, a inni dają mu po jednej swojej również pasującej do tego motywu. Wygrywa ten, kto najlepiej obstawi, która z 6 kart może należeć do autora hasła. Kilka rund zazwyczaj mija do zdobycia upragnionych 32 punktów.
2. Kalambury - ehh….ta gra doczekała się wielu wersji. Są kalambury rysowane na tablicy czy kartkach, kalambury pokazywane lub mówione. Grę można przygotować samemu (my zazwyczaj dzielimy się na 2 drużyny, jedna drużyna dla drugiej wymyśla hasła, spisuje je na karteczkach, wrzuca do pojemnika i każda z drużyn losuje na przemian hasła do narysowania, pokazania czy omówienia (bez używania słowa rdzenia) dla drużyny przeciwnej. Wobec utworzenia drużyn świetnie wpływa na integracje np. rodziców z dziećmi, pokłóconego wcześniej rodzeństwa itp. Moim zdaniem - w zależności od ustalonego stopnia  trudności gra ta stanowi świetną zabawę już dla dzieci od lat 3.
3. Taboo  - gra słowna, gdzie podobnie jak w kalamburach odgadujemy hasło tyle, że ważny jest czas i trzymanie się klucza.
pamiętacie od czego zaczął się szał na kalambury?
4. Słowo-KLUCZ. To gra bez planszy, pionków itp. Można więc w nią zagrać wszędzie i zawsze. Ilość graczy od 3 do 100…hehe, wiek w zależności od ustalonego poziomu trudności już od 5 lat. Zasady gry: jeden z graczy wychodzi do innego pomieszczenia, w tym czasie pozostali obmyślają klucz według którego będą udzielać odpowiedzi na wszystkie pytania nieobecnego (przykładowe klucze: kobiety zawsze mówią prawdę a mężczyźni kłamią/ wszyscy udzielając odpowiedzi drapią się po głowie,/ dzieci mówią jak dorośli a dorośli jak dzieci/ każdy gracz odpowiada tylko jednym wyrazem/ itp) Zgadujący pyta o cokolwiek kogo chce i ile razy chce - aż ustali klucz odpowiedzi.

Carcassone raz jeszcze
Gry twórcze, budujące. Uczą cierpliwości, polecam zwłaszcza dla ludzi spokojnych,lub wyciszenia tych głośnych. Raczej nie sprawdzą się na imprezie, ale można w nie grać już w dwie osoby, a zasady są dość proste do przyswojenia.
1. Carcassone - ta gra nie ma standardowej planszy , gracze tworzą ją w trakcie gry z odkrywanych kobli budując drogi, zamki, klasztory etc. - każde inaczej punktowane. Ilość graczy 2-6 wiek wg. mnie już od 5 lat.
2. Rummikub - od 2-4 graczy w wieku 5-100 lat. Każdy z graczy losuje kilkanaście klocków z numerami w 4 kolorach, a następnie tworzy ciągi co najmniej trzyelementowe cyfr kolejnych czy takich samych. Podobne do karcianego remika.
3. Scrable - każdy zna. Na pewno warto grać z dziećmi by rozwinąć ich słownictwo.
4. Farmer - fajna gra z dziećmi, każdy gracz jest farmerem i gromadzi zwierzęta jakie losowo wypadną na kostkach (muszą wypaść 2 takie same aby dały potomstwo). Kto pierwszy uzupełni całą farmę zostaje zwycięzcom, ale uwaga na wilka i lisa....

Gry zręcznościowe i na refleks. Świetnie ćwiczą refleks, reakcję, koncentrację. Dzieci energiczne się wyładują, a te bardziej flegmatyczne poćwiczą szybkość reakcji.
w Doubble zawsze jakaś ikona się powtarza
1. Doubble - świetna i mała gra, zmieści się do torebeczki, niedroga, prosta. Autor stworzył 64 karty z kilkoma ikonkami, każda karta ma ze sobą wspólną jedną i tylko jedną ikonkę. Z wyłożonych na stół kart gracze muszą szybko znaleźć tą właśnie wspólną ikonkę. Kto pierwszy ten lepszy. Poradzą sobie już 5 latki.
2. Jenga - usuwaj klocki z wieży na tyle delikatnie i sprytnie, by się nie zawaliła. Dla graczy od lat 3.
3. Skaczące małpki także świetnie sprawdzają zręczność graczy. Miła i prosta gra dla każdego. Od lat 3.
4. Twister - rozrusza nawet ponuraków. Duża kolorowa plansza rozkładana na podłodze zawiera kolorowe koła. Losujemy jaką kończyną gdzie musimy dotknąć, przybierając czasem śmieszne pozy ćwiczymy równowagę. Myślę, że już od lat 3-4 dzieci dadzą radę.

Jeśli chcesz zapytać o jakąś grę lub posłuchać o niej opinii zajrzyj do grupy na FB: gry planszowe, ogrom zaawansowanych graczy zamieszcza tam cenne nie raz uwagi na temat danych gier, jak też chętnie odpowiada na pytania mniej zaawansowanych.



 








sobota, 26 listopada 2016

Strach się bać….MUZEUM HORRORU w Wojnowicach

Ostatnio zawitaliśmy do uroczej rezydencji z dziewiętnastego wieku położonej w Wojnowicach koło Raciborza. Sam pałac wart jest zwiedzenia, a zwłaszcza 4,5 ha park wokół niego.
Właściciele urządzili w nim bowiem mini zoo obfitujące w leśne zwierzątka: daniele, sarny i jelenie. Podziwiać można także barany, ciekawskie kotki oraz w cieplejsze dni staw z rybkami.

Pałac można zwiedzać na conajmniej 3 sposoby: wnętrza pałacu, muzeum dawnej wsi czy też z dreszczykiem - muzeum horroru. Nic - poza biletami oczywiście - nie stoi na przeszkodzie połączenia wszystkich tych atrakcji. Podobno w cieplejsze dni działa tutaj także kawiarenka.

Nasza rodzinka wybrała zwiedzanie z dreszczykiem….i oczywiście muzeum horroru. Wprawdzie 6 letni Dominik jest bardzo dzielnym chłopcem, jednak trochę obawiałam się, czy nie będzie bał się za bardzo. Przewodnik jednak opowiada o wystawach z tak dużą porcją dowcipu, że strach się bać..lub śmiać. Niektóre z wystaw są zaaranżowanymi scenkami (np. sala para-operacyjna, pokój dziecinny, scena nocy poślubnej) wyłącznie do oglądania, a niektóre można dotykać, lub wręcz trzeba. Można dowiedzieć się kiedy i kto wymyślił gilotynę oraz inne narzędzia tortur, można także zamknąć męża w maszynce do dawania klapsów i legalnie dac upust fantazji. Panowie mogą z kolei przywiązać żonę za ręce i nogi do stołu rzeźniczego i wyrwać z niej najciemniejsze sekreciki narzędziami do tortur…Przy okazji właśnie przy takich scenkach powstają najlepsze zdjęcia. Podobno w sali tortur zamawiają sesję nowożeńcy…chyba od razu chcą zacząć od najmilszych stron związku.

Nieco odważniejsi mogą sprawdzić co kryje stary cmentarz, studnia ub zagadkowa stara szafa z przejściem.

Piękne kobiety proszę o szczególną ostrożność bowiem praprzodek właściciela Pałacu - za życia podobno znany kobieciarz - próbuje do dziś dnia porywać niektóre zwiedzające Panie….

Muzeum wsi dawnej ukazuje przedmioty z ziemi raciborskiej stanowiące niegdyś wystrój chat wiejskich, elementy sprzętu gospodarskiego czy domowego, dzięki którym poznasz tradycję i sposób życia mieszkańców okolicznych wsi w zeszłym stuleciu i ciut wcześniej.

Wnętrza Pałacu natomiast wyglądają na niemal nie naruszone zębem czasu.   Wrażenie robią zwłaszcza meble oraz cudny piecyk kaflowy - niemal dzieło sztuki.

 Ponieważ nasze wszelkie źródła foto nawaliły (zapomnieliśmy o ładowaniu baterii) zdjęcia pożyczyłam ze stronki. Myślę, że autor nie będzie miał nic przeciwko, nasze wykonane tabletem okazały się prawdziwym horrorem.















poniedziałek, 21 listopada 2016

Pyszna zabawa w modeling? Świetny pomysł na prezent czy też prawdziwa sztuka??

gotowy produkt innej sesji: patrz FB iskiereczka mruga
Zbliżają się święta, mikołaj i inne liczne okazje na prezenty. Zastanawiałam się z mężem co też w tym roku kupić naszej ślicznej chrześniaczce, bowiem ma naprawdę wiele pięknych zabawek i trudno już jej czymś zaimponować. Wtedy z pomocą przyszła mi koleżanka z zaprzyjaźnionego studia fotograficznego, która właśnie w tym okresie organizuje fantastyczne sesje świąteczne.

Nasza Pani fotograf ma wspaniałe wyczucie piękna, zatem scenerię w swoim studio w Pyskowicach przy ulicy Sikorskiego urządziła niemal bajkową. Jest śnieg, gwiazdeczki, choinka, świąteczne ciasteczka w słoiku, mikołaj oraz saneczki oraz przede wszystkim cieplutka atmosfera.
Blanka (6 lat) - jak większość małych dziewczynek - poczuła się jak mała księżniczka pozując do zdjęć. Przekonała się jednak na własnej skórze, że to w rzeczywistości ciężka praca. Sesja trwała nieco ponad godzinkę, mimo to dzieciaki zdążyły się wyszaleć, zmęczyć i pobawić. W ostatnich ujęciach fotograf zaprosiła do pozowania także Stasia i Dominika, i tu okazuje się, że mali mężczyźni też mają niezłe parcie na szkło.
W zależności od rodzaju zamówionej sesji Pani fotograf, która jest niezwykle uzdolniona manualnie i samodzielnie wykonuje  różne cuda na szydełku i nie tylko, dodaje różne elementy w tym także stroje, zwłaszcza przesłodkie na sesje noworodkowe.

Rodzice zasiedli na wygodnej kanapce i poczęstowani ciepłą kawką podziwiali swoje pociechy, które na tą krótką chwilę zamieniły się w niemal profesjonalnych modeli.

dowód, że dzieciakom się podoba
Sama sesja była wspaniałą przygodą dla dzieciaków, a do tego otrzymaliśmy jeszcze naprawdę wspaniałe zdjęcia, które są cudnym prezentem dla chrześniaczki na święta, a wkrótce będą też świetnym prezentem na dzień dziadka i babci. Ponieważ na jedno z ujęć zaproszono też rodziców, zdjęcia te będą fantastyczną pamiątką, zwłaszcza oprawione w ramę na ścianie pokoju gościnnego.


Prawdziwe arcydzieła tworzone przez ISKIERECZKA MRUGA FOTO  zobaczycie na stronie internetowej:http://www.iskiereczkamruga.pl lub na FB:https://www.facebook.com/iskiereczkamrugaphoto/photos.

Ponadczasowy prezent, świetna zabawa i cudowna niespodzianka dla bliskich w jednym. Polecam, zwłaszcza, że nasza fotograf ma naprawdę dobre podejście do dzieci i potrafi zagadać nawet te najbardziej zajmujące, jak nasze :-)

Nie sugerujcie się moimi paskudnej jakości zdjęciami z komórki, które za uprzednią zgodą Pani fotograf wykonałam podczas pracy, aby pokazać Wam jak wygląda zabawa w sesję. Zdjęcia jakie otrzymacie są wynikiem wielogodzinnej obróbki, a ich jakość - 1 klasa.

Wiem, że cały post brzmi jak wata cukrowa, ale naprawdę jestem zachwycona efektami nie pierwszej już sesji (Staś-noworodkowa, rodzice - zawodowa, a dzieciaki obecnie - świąteczna), a naszej fotograf przyznać muszę, że każda wykonana przez nią fotografia świadczy o tym, że dziewczyna ma ogromną pasję i kocha to co robi, a każdy pasjonat poświęca się swojej pracy, dlatego wiem, że z czystym sumieniem mogę
Wam polecić naszą małą iskiereczkę….
Dziękujemy za przyjemnie spędzony czas i nowe spojrzenie na nasze małe perełeczki :-)

A po kilku dniach otrzymaliśmy gotowe dzieło:prawda że świetnie nadaje się na kartkę świąteczną, kubek, kalendarz, do oprawienia w ramki jako pamiątka lub super prezent dla bliskich?


poniedziałek, 14 listopada 2016

JAZDA BEZ TRZYMANKI - OBUDŹ W SOBIE KUBICĘ, A POTEM ODWIEDŹ KROKODYLE…w Sosnowcu!

zdjęcie ze stronki Autodromu, jak widać ...


Zimno, deszczowo, a nawet śniegowo, a chłopaki niespokojne… gdzieś by trzeba było rozładować tą energię i tutaj z pomocą przychodzi SOSNOWIEC.


Na pierwszy ogień - tor kartingowy AUTODROM w Sosnowcu na ul. Stawowej 4. Mąż i najstarszy syn byli w siódmym niebie mogąc się wyżyć motoryzacyjnie. Wprawdzie jeden przejazd to tylko 8 minut, jednak ze szkoleniem zajmuje około 20, zresztą zazwyczaj na 1 się nie kończy.

Moim zdaniem to świetna atrakcja dla chłopaków lub dziewczyn po 10 roku życia, gdy samodzielnie panują nad kartem (samochodzikiem). Szkolenie, kaski, ogumiony tor, pasy w karcie i inne zabezpieczenia powodują, iż teoretycznie jest dość bezpiecznie, jednak brawura i brak wyobraźni gubią nawet największych twardzieli, dlatego zawsze warto uważać.

Gdy pierworodny wraz z mężem walczyli o najlepszy czas, ja z Dominikiem (wówczas 4 letnim) pograliśmy w piłkarzyki na zamieszczonym w holu stole, a ponadto Dominik sprawdzał swoje umiejętności na karcie stanowiącym symulator jazdy.

chłopaki "w akcji"




Można spokojnie poczekać na męską część rodziny przy stoliczku, zakupić napoje czy przekąski, lub nawet pograć w bilard.

W sali konferencyjnej, która zazwyczaj służy organizacji imprez okolicznościowych (w tym urodzin!) czy szkoleń można podziwiać makietę formuły 1 co niewątpliwie nie umknie uwadze młodszych dzieci, a także poćwiczyć na większym symulatorze jazdy za dodatkową opłatą i wcześniejszym zgłoszeniem.


W kasie można także zakupić gadżety związane z jazdą jak np. kominiarki czy znaczki.
Po wyścigu chłopcy mogli na tablicy sprawdzić swój czas w każdym okrążeniu i przeanalizować statystyki, a nawet wykonać pamiątkowe zdjęcie na podeście zwycięzców.

Osoby towarzyszące mogą również oglądać wyścig na hali, jednak wytrzymaliśmy tam z Dominikiem tylko kilka minut z powodu naprawdę dużego hałasu.
Jeśli wybierasz się na tor z dzieckiem wybierz niestandardowe godziny (np. rano) żeby nie stresowało się obecnością innych zawodników i nie bało ich ewentualnie agresywnej jazdy.



Na ukojenie emocji polecam następnie wizytę w Egzotarium. Pawilon szklany, bardzo podobny do gliwickiej Palmiarni, jednak niestety dawno nie odnawiany. Znajdziemy tutaj ponad 80 gatunków egzotycznych roślin z całego świata pięknie zaaranżowanych w pawilonie, a także wiele ciekawych gatunków płazów i gadów, a także  kilka ssaków i ptaków. Największe emocje wzbudził krokodyl nilowy, ogromny boa dusiciel i psotna małpka. Nad głowami przelatywały barwne papugi, a najwięcej radości dostarczył śmieszny "Pan Krab".
najgroźniejsi mieszkańcy Egzotarium

Egzotarium - położone przy ul. Piłsudskiego 116 jest nieczynne w poniedziałki, o czym warto pamiętać, a bilety (w niskiej cenie) dostępne są bez rezerwacji na miejscu w kasie.

Jeśli uda Wam się trafić na ładną pogodę polecam spacerek po parku wokół Egzotarium.

Warto zajrzeć do Muzeum w Sosnowcu, głównie dlatego, że mieści się w pięknym i zabytkowym pałacu Schona otoczonym malowniczym parkiem. Nam nie starczyło już czasu, ale podobno ciekawa jest wystawa szkła artystycznego oraz "kolorowa ogromna pajęczyna" wypełniająca jedno z pomieszczeń pałacu - jak ją nazwała znajoma.


wtorek, 8 listopada 2016

Super zabawa po ciemku? dzieciaki piszczą z radości? tak to TCT

W niedzielę panowała bardzo ponura aura, szaro buro i pada deszcz….wrrr
zdjęcie ze stronki TCT
W plener nigdzie się nie wybierzemy w taką pogodę, zatem szukamy rozrywki rodzinnej pod dachem, co wcale nie jest takie łatwe. Po dłuższych poszukiwaniach znalazłam coś ciekawego - TEATR CZARNEGO TŁA. Brzmi dziwnie- owszem i jest dziwne i fantastyczne jednocześnie!

po spektaklu….no radość!!!
kurki do boju!
Teatr mieści się w kameralnym pomieszczeniu w Chorzowie przy ul. Poniatowskiego 6. Bilety dostępne są przez stronkę ticketpro lub w punktach sprzedaży (np. Empik), na miejscu można je nabyć wyłącznie wówczas gdy na 5 minutek przed spektaklem są jeszcze wolne miejsca - co się rzadko zdarza. TCT oferuje kilka przedstawień o różnej tematyce. My trafiliśmy chyba na najbardziej radosne pod tytułem "ALE CYRK" i cyrk był.

Kiedy wszyscy zasiedliśmy na małej widowni Pani wyjaśniła zasady działania TCT, aby dzieci nie bały się ciemności. Za chwilę zgasło światło i zapanowały totalne ciemności, jednak zaraz rozbrzmiały radosne rytmy muzyki i na scenę wyszły szalone kurki (jak nazwał je Dominiś). Wykonały taniec "wyginaniec" poddziobując się przy tym wzajemnie. Kolejne numery również zachwycały dzieciaki: był magik, latające ręce, tresowany lew skaczący przez płomienie,  a i primabalerina przyjechała. Nie mogło zabraknąć oczywiście śmiesznego klauna, słonia i tresowanych koników.





Podczas całego przedstawienia słychać było radosny śmiech i piski dzieciaków.

Przedstawienie trwało około 40 minut, a po nim rozbłysły światła i aktorzy uchylili rąbek tajemnicy. Zasada działania TCT to odpowiednie stroje i kukiełki oraz lalki częściowo korzystające także z elementów ciała aktorów, które w ultrafioletowym świetle są w ciemnościach widoczne. Aktorzy za to ubrani są od stóp do głów na czarno i choć są obecni na scenie poruszając kukiełkami i lalkami - w ogóle ich nie widać.

Dzieciaki pobawiły się chwilkę z najśmieszniejszymi lalkami - kurkami, które również ich nie omieszkały tu i ówdzie dziobnąć.

Dominik (6) wraz z koleżanką Olgą (7)  już zapowiedział rychły powrót na następne przedstawienie o kosmosie.

TCT to wspaniała zabawa nie tylko dla dzieci, sama się uśmiałam. Zdecydowanie polecam taką dawkę dobrego humoru, zwłaszcza, iż ceny biletów nie odstraszają. Więcej informacji na stronce Teatru Czarnego Tła: http://teatr-czarnego-tla.blogspot.com.  Kolejny spektakl 19 listopada!

W przedsionku teatru urządzono małą galerię sztuki, gdzie można nabyć piękne, ręcznie wykonywane ozdoby. Polecam.

Po przedstawieniu zajrzeliśmy do Europy Centralnej, gdzie do 20.11.2016 r. urządzono plac budowy dla dzieci. Stoją na nim ogromne atrapy sprzętów budowlanych, wielka piaskownica z maszynami budowlanymi, powierzchnia do malowania kredą, układania ogromnych klocków, kolorowania - a wszystko to dla naszych pociech za darmo.